Serdecznie pozdrawiam z Zimbabwe, z Ekhutuleni Mission (Misja Pokoju) w Dlamini. Dawno nie pisałem, za co serdecznie przepraszam. Wydaje mi się, że po kilku latach pobytu w obcym i egzotycznym kraju, życie codziennie staje się taką zwyczajnością, że trudniej jest wyłapać te elementy, które mogą Was, moi drodzy, zainteresować.
Na samym początku pragnę podziękować za wsparcie modlitewne, materialne, za życzliwość i wszelkie dobro, którego doświadczam z Waszej strony. Staram się ogarnąć modlitwą wszystkich Przyjaciół Misji, których modlitwa i wsparcie czyni pracę na misjach możliwą. Serdeczne Bóg zapłać!
Jak wygląda sytuacja w Zimbabwe dzisiaj? Sytuacja polityczna i ekonomiczna nie zmienia się od 20 lat. Mam na myśli to, że nie poprawia się znacząco. Niemniej, uczymy się codziennie żyć w takich warunkach, jakie mamy. Jeśli ktoś śledzi nieco sytuację w Zimbabwe, zapewne słyszał, że po raz kolejny mamy nową walutę, która już pierwszego dnia straciła na wartości i konsekwentnie tą wartość traci. Posługujemy się tu kilkoma walutami: dolarami amerykańskimi, randami południowoafrykańskimi oraz wspomnianą miejscową, nową walutą o nazwie ZiG (Zimbabwe Gold, czyli złoty zimbabwiański).

To tylko jeden przykład, ale można je mnożyć i rozczulać się nad trudami pracy tutaj, na brak remontów dróg, brak prądu, brak wody itd. Warto jednak skupić się na rzeczach pozytywnych pamiętając, że w porównaniu z innymi krajami Afryki, w Zimbabwe wcale nie jest tak źle.
Staramy się pracować i zajmować tymi ludźmi, do których jesteśmy posłani, którzy potrzebują pomocy, tak duchowej jak i materialnej. Ubóstwo w tym rejonie jest bardzo wysokie. Ciągnące się braki opadów powodują dotkliwe susze, brak regularnych dochodów w gospodarstwach domowych, życie z tego, co uda się wychodować na polu lub w ogródku – to wyzwania, z którym mierzą się nasi parafianie.
Mieszkanie w wiosce oddalonej od większych miejscowości to wyzwanie dla młodego pokolenia. Do najbliższego miasteczka, Tsholotsho, jest 55 km, do nieco większej miejscowości, Plumtree, 140 km, do Bulawayo 170 km. Ciekawość innego życia, jak również poszukiwanie płatnej pracy, zmusza młodych ludzi do szukania szczęścia gdzie indziej. A jako że sytuacja w Zimbabwe jest nie sprzyjającą do podjęcia pracy zarobkowej, młodzi ludzie szukają szczęścia w krajach ościennych – Botswanie i Republice Południowej Afryki.

Mieszkam w Dlamini 10 lat i mam okazję obserwować, jak młodzi ludzie najpierw wyjeżdżają, a po kilku latach poniewierki, w cudzysłowie i dosłownie, wracają do domu i zakładają tutaj rodzinę. Wspominam o tym, bo jest to poniekąd odpowiedź na nurtujące mnie pytanie: jaka jest przyszłość misji w miejscach, gdzie migracja jest tak wysoka?
Coraz częściej nasza praca duszpasterska polega na odwiedzinach chorych czy organizowaniu Mszy Świętych w domach, gdzie są schorowane osoby. Poniekąd odpowiedzią jest coraz częstszy powrót do domu tych, którzy wyjechali za granice i wrócili. Jak na tę okolicę, mamy też dużo młodzieży. Być może 90% opuści te strony, ale ciągle będą tu osoby, dla których tu jesteśmy. Każdy, kto został ochrzczony w Kościele katolickim, ma prawo do opieki duszpasterskiej, jeśli tylko sobie jej życzy.
Misja w Dlamini została otwarta w roku 2000, a decyzja o tym, by tutaj powstała, była podejmowana jeszcze w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Wtedy jednak sytuacja polityczna i ekonomiczna w Zimbabwe była zupełnie inna. Miejsce to, jeśli chodzi o położenie geograficzne, jest zdecydowanie miejscem strategicznym, i jest to jeden z frontów ewangelizacji. Snuję te rozważania, bo w przyszłym roku, Ekuthuleni Mission (Misja Pokoju), będzie obchodziła 25. rocznicę otwarcia i warto zastanowić się nad tym, czy nasza praca tutaj wywiera wpływ na miejscową społeczność oraz jaka jest przyszłość naszej obecności w tym miejscu.

Bez cienia wątpliwości pobyt tutaj jest istotny pod względem ewangelizacyjnym i zdecydowanie mamy obowiązek utrzymywać to miejsce, towarzyszyć naszym parafianom, służyć posługą, którą niesie Chrystusa. Choć nie mogę się pochwalić tłumami chodzącymi do kościoła, to jednak z pewnością jesteśmy wspólnotą pełną miłości, troszczącą się o chorych i cierpiących, o sieroty i wdowy, o samotne mamy i tą opiekę rozciąga się na całą tutejszą społeczność. To jest bezcenny dar, którym obdarza nas Duch Święty – możliwość życia dla Boga i dla bliźnich. Głęboko wierzę, że skoro misja ta tutaj powstała, to było to wolą Ducha Świętego. Sytuacja się zmieniła, część ludzi opuściła ten teren, który obejmuje nasza misja, ale ciągle jest potrzeba posługi w tym miejscu i dla tych ludzi.
W momencie otwarcia misji został tutaj przydzielony samochód Toyota Land Cruiser, który służy aż do tej pory. Jest to już 26-letni pojazd, po setkach napraw. Dalej się porusza, dalej używam go w pracy duszpasterskiej, ale nic nie jest wieczne. Przekonany jestem, że lokalnie może jeszcze służyć przez parę lat, niemniej staramy się pozyskać środki na nowy pojazd. Niestety teren jest tak rozległy, że bez samochodu bardzo trudno jest dostać się do najdalej położonych wniosek. Czasami, kiedy samochód odmawia posłuszeństwa, używam motocykla, by dojechać do miejsc, w których sprawowana jest Msza Święta, gdzie są nasze katolickie wspólnoty.

Odległości od naszej misji czyli stacji głównej w Dlamini to wielkość rzędu od 12 do 65 km w jedną stronę. Nie ma asfaltowych dróg. Jest sieć dróg wytyczonych zwyczajowo, przez zaprzęgi ośle i nieliczne samochody. W przeważającej większości są to drogi piaszczyste. Teren ten jest przysypywany piachem przyniesionym przez wiatr z pustyni Kalahari. W rzeczywistości nie jest to nawet piasek, tylko drobniutki pył. Jazda w tym terenie na motorze jest możliwa, ale bardzo trudna. Trzymam motor jako rezerwę, kiedy samochód odmówi posłuszeństwa. Ale niestety nie jest to pojazd, który rozwiązuje sytuację. Staramy się pozyskać fundusze na nowy samochód, który z pewnością ułatwi naszą pracę, a wręcz uczyni ją możliwą, oraz obniży koszty wiecznych napraw, którym poddawany jest nasz wysłużony Land Cruiser.
Zawsze doświadczam wsparcia z Waszej strony, drodzy Przyjaciele Misji, za którą z serca bardzo serdecznie dziękuję. Tym razem proszę o wsparcie zakupu nowego samochodu do misji w Dlamini. Zgromadzenie funduszy na taki cel, jest dużym wyzwaniem, ale polecam tą intencję Panu Bogu i wzorem naszego założyciela, św. o. Arnolda Janssena, zdaję się na Bożą opaczność, powtarzając za ks. Dolindo „Jezu, Ty się tym zajmij”. Przekonany jestem, że jeśli taka jest wola Boża, ten cel się ziści.
Poza prośbami do Pana Jezusa polecam w modlitwie Was wszystkich, drodzy Przyjaciele Misji, Dobrodzieje i Darczyńcy, dziękując za Waszą obecność i wszelką pomoc. Serdecznie pozdrawiam Was wszystkich, nie zapominając o moich współbraciach werbistach, ofiarnie pracujących w Polsce i prowadzących animację misyjną, będącą ogromnym zapleczem i wsparciem pracy poza granicami naszego kraju.
Serdeczne Bóg Zapłać za wszelkie dobro. Szczęść Boże!
o. Marek Glodek SVD
Zimbabwe
Fotografie: archiwum autora
Włącz się w Akcję św. Krzysztofa i wspomóż o. Marka Glodka SVD