Pięknie uczy polskie przysłowie, że jak człowiek od małego nauczony jest złych wartości i nawyków, to one w późniejszych latach się odezwą. Analogicznie możemy jednak stwierdzić, że uczenie się dobrych zachowań i tradycji wyda w przyszłości piękne owoce. Myślę, że wie o tym spora grupa dzieci i młodzieży, która w najbliższe lato chce przybyć do Ocypla, do werbistów, na 37. edycję Wakacji z Misjami.
Zapewne, jak co roku, przyjadą nowe osoby, ale spora grupa przybędzie nie po raz pierwszy, bo jak wiemy, stara miłość nie rdzewieje. Chociaż niektórzy mówią, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, to Wakacje z Misjami są tego doskonałym zaprzeczeniem. Gdyby zrobić listę opiekunów, którzy do Ocypla przyjeżdżali jeszcze z rodzicami jako małe dzieci, to byłaby ona naprawdę długa. Pewnie to i lepiej, że kadra zaczynała swoją przygodę z Ocyplem w roli uczestników, bo dzięki temu lepiej wczuje się w sytuację dzieci i młodzieży. Może nawet dzięki temu łatwiej opiekunom zrozumieć różne “psikusy” podopiecznych, jeżeli oczywiście nie zapomniał wół, jak cielęciem był.
Turnusów, jak każdego roku, jest pięć do wyboru, w imię zasady, że od przybytku głowa nie boli. Chyba, że trzeba wstać na poranny apel, czy rozgrzewkę – wtedy czasem pojawia się słynny już paluszek i główka. I chociaż dzieci słyszą, że kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje, to one jednak znają inne zakończenie i mówią… ten jest niewyspany. Nawet jeżeli wykonanie kilku ćwiczeń, odśpiewanie hymnu czy modlitwa nie pomogą, to pyszne śniadanie postawi każdego na nogi. Pomimo tego, że kucharek jest sześć, a może i więcej, to nikt po posiłku nie wychodzi głodny. Nawet można śmiało powiedzieć, że z każdym dniem widać, jak apetyt rośnie w miarę jedzenia.
I chociaż przy sprzątaniu pokojów niektórzy kombinują jak koń pod górę, to na warsztaty teatralne czy taneczne biegną ile sił w nogach. Co prawda czasem się zdarzy komuś zapomnieć śpiewniczka na Mszę świętą, ale wtedy szybko rozumie, że skleroza nie choroba, tylko nogi bolą. Może się wydawać, że w kaplicy, jest cicho, ale uczestnicy śpiewem chwalą Pana Boga i na kazaniu odpowiadają na pytania. Zatem, jak tu uwierzyć w zdanie, że dzieci i ryby głosu nie mają.
A skoro już o rybach mowa, to nikt nie żałuje czasu nad jeziorem. Jest to chyba ulubione miejsce na spędzenie wolnego czasu. Kiedy grupa jest w wodzie, to ratownik i zaplecze medyczne wiedzą, że muszą mieć oczy dookoła głowy. Wprawdzie słyszymy czasem, że każdy jest kowalem swojego losu, ale bezpieczeństwo w Ocyplu jest najważniejsze.
Na koniec dodam, że tak jak być w Rzymie i nie zobaczyć papieża, to tak jak być w Ocyplu i nie spotkać misjonarza. Oni tam chętnie przyjeżdżają i opowiadają o pracy na misjach, więc dzieci wiele się mogą dowiedzieć, a nauki nigdy dość. I może ktoś się martwi, że spotka tyle nowych osób, że nie wie, czy sobie poradzi bez rodziców, że słabo tańczy, a tu warsztaty i dyskoteki, to spieszę powiedzieć… spokojnie! Nie od razu Kraków zbudowano. Z pewnością z tymi problemami w Ocyplu sobie poradzą, bo co dwie głowy, to nie jedna.
I mógłby ktoś mi wytknąć, skąd jestem taki pewien, że nowi uczestnicy czy opiekunowie będą zadowoleni? Czyżbym nie znał słów, że nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca? Może gdyby ten tekst opierał się na doświadczeniu jednej jaskółki, to bym go nie napisał. Jednak ich do Ocypla przyleciało już bardzo wiele, więc wiosna, a dokładniej lato i wakacje są zawsze wspaniałe.
Jeżeli jeszcze masz wątpliwości, czy przyjechać w tym roku do Ocypla jako uczestnik lub opiekun, to pamiętaj o jednym – dla chcącego nic trudnego.
ks. Mateusz Pstrągowski