Drodzy Przyjaciele Misji i Misjonarzy! Od września 2024 roku zostałem powołany na nową placówkę misyjną w Kanté w diecezji Kara, w północnej części Togo. W odróżnieniu od mojej poprzedniej, stosunkowo „młodej” werbistowskiej parafii w Tindjassi, ta obecna jest – mówiąc z małą przesadą – „wiekową” parafią, bo erygowaną w 1957. Jej założycielami byli ojcowie Franciszkanie przybyli z Europy. Po ich odejściu z Kanté krótki czas pracowali tu księża diecezjalni, aż w końcu w 1984 misja została przekazana pod opiekę Księży Werbistów.
Parafia w Kanté posiada stylowy kościół w formie tradycyjnej chaty afrykańskiej, który w każdą niedzielę jest po brzegi wypełniony przez liczną wspólnotę chrześcijańską. Praktycznie każdy wierny, poza uczestnictwem w niedzielnej Mszy świętej, jest zaangażowany czy to w jakiejś grupie modlitewnej, w katechezie, w jednym z trzech chórów, w grupie odnowy w Duchu Świętym, w liturgii czy innym apostolacie. Poza tym do parafii należy duża szkoła podstawowa z 1000 uczniów oraz 12 kaplic bocznych, na których czele stoją dyplomowani katechiści wolontariusze.

Wraz ze mną przeznaczenie na tę parafię otrzymał dopiero co wyświęcony werbista z Togo, o. Togbe Blaise. Jest to sytuacja dość komfortowa, gdyż w przeszłości zdarzały się okresy, kiedy pracował tu tylko jeden misjonarz, a to siłą rzeczy nie pozwalało mu „ogarnąć” całości.
Ze względu na swoje centralne położenie i kilkudziesięcioletnią historię, parafia w Kanté jest misją dość wymagającą i każdy przybywający tu misjonarz napotyka na duże wyzwania duszpasterskie. Poza tym na obecnym etapie, mimo dużej ofiarności ze strony wiernych, parafia nie jest jeszcze samowystarczalna i zdolna do podjęcia poważniejszych inwestycji. Chyba to tu właśnie kryje się główna przyczyna tego, że moi liczni poprzednicy z Indii, Ghany, Indonezji czy z Togo nie byli w stanie czegokolwiek zrobić. Tak więc po 30 latach mojej działalności w Prowincji Togo-Benin, po raz pierwszy znalazłem się na placówce w tak opłakanym stanie, z budynkami wymagającymi niezwłocznego remontu, z dwoma ledwie „dyszącymi” samochodami, które każdego miesiąca pożerają pieniądze na naprawy oraz z zaniedbanym kościołem przypominającym raczej stajenkę betlejemską, a do tego z przeciekającym dachem.

Przez pierwsze tygodnie po moim przybyciu do Kanté miałem do rozwiązania poważny dylemat czy przymknąć oczy na tą podupadającą misję i przyzwyczaić się do otaczającego rozgardiaszu, tak jak to uczyniło wielu moich poprzedników czy może jednak zawalczyć o przywrócenie blasku parafii, która przecież za dwa lata będzie obchodziła swój 70. jubileusz? W końcu jednak zwyciężyła wyniesiona z domu rodzinnego edukacja, która nie tolerowała bałaganu i wybór padł na odnowę i remonty. Decyzja była również podyktowana wewnętrznym przeświadczeniem, że skoro tyle razy na moim misyjnym szlaku Pan Bóg udzielił mi dowodów swojej dobroci i opatrzności, to dlaczego miałbym wątpić, że i tym razem, na nowym etapie, miałoby być inaczej. Czyż Pan nie powtarza ciągle swoim uczniom: „Szukajcie wpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie Wam przydane” (por. Mt 6)?

I rzeczywiście z perspektywy czasu wyrosło we mnie jak ogromny baobab przekonanie, że Pan zawsze skłaniał serca wierzących oraz ludzi dobrej woli do wspierania i do dzielenia się z misjonarzami, którzy nie będąc wprawdzie oficjalnymi dyplomatami, są ich przedstawicielami na całym świecie, nierzadko w najbardziej ubogich regionach świata, gdzie placówki dyplomatyczne nie mają racji bytu.
Tak więc umocniony słowem Bożym i zgodnie z zasadą, że „charité bien ordonnée commence par soi-même” (miłość dobrze uporządkowana rozpoczyna się od siebie samego), postanowiłem zająć się najpierw własnymi potrzebami. Dzięki pomocy Komisji Episkopatu Polski ds. Misji zakupiłem już dla domu maszynę do prania. Nie spodziewałem się jednak, że trzeba będzie dołożyć sporego wysiłku i sporo pieniędzy, aby móc odbudować starą pralnię i przystosować ją do zainstalowania pralki. To prawda, że w swych początkach misja nie miała dostępu do prądu, a zatem pranie misyjnej odzieży spoczywało w rękach jakiejś ofiarnej kobiety, która od czasu, kiedy pralnia została zdemolowana, lokuje się z wiadrami i miskami pod liściastym mangowcem i w chłodnej wodzie dokonuje ręcznego prania. Dziś, kiedy mamy prąd, ta sama kobieta będzie mogła prasować, a pralka wypierze rzeczy lepiej niż ona, bo w ciepłej wodzie.

Kolejnym centrum mojego zainteresowania stał się budynek mieszkalny, w którym przydzielony został mi jeden z czterech pokoi. Długo zastanawiałem się, jak moi poprzednicy mogli wytrzymać w takim „kurniku” i stwierdziłem, że rzeczywiście długo nie wytrzymywali, bo zazwyczaj po dwóch albo trzech latach opuszczali misję. Ja nie miałem zamiaru uzależniać czasu pobytu na parafii od kiepskich warunków mieszkaniowych i postanowiłem zmienić te warunki, żeby wyjść z pozycji ofiary i być zdolnym do trwania na wyznaczonym posterunku. W tym celu poprosiłem o ekspertyzę oraz kosztorys przebudowy dwóch obiektów priorytetowych, tzn. budynku mieszkalnego plebanii oraz pomieszczeń służących w przeszłości jako pralnia. Oba te kosztorysy zostały krytycznie zweryfikowane i zaaprobowane przez doświadczonego realizatora niezliczonych projektów w Togo, a obecnie Prowincjała werbistów na terenie Togo i Beninu, o. Mariana Schwarka SVD.
Realizacją projektu ma się zająć zaprzyjaźniony z werbistami przedsiębiorca budowlany, Paul Agbalevor. Całkowity koszt renowacji jest szacowany na około 14.000 Euro. Sytuacja finansowa Prowincji Togo nie pozwala na udzielenie materialnego wsparcia placówkom w potrzebie. Podobnie, jako „stara” parafia, nie możemy liczyć na wsparcie ze strony miejscowego biskupa, który otacza „ojcowską” troską wyłącznie nowo powstające parafie. Co do naszej wspólnoty miejscowej, to wiadomo, że sama boryka się ze sfinansowaniem podstawowych potrzeb dla normalnego funkcjonowania misji (opłaty za prąd, wodę, wydatki na liturgię, transport itp.)

Dlatego po raz kolejny, licząc na Bożą Opatrzność, za pośrednictwem Referatu Misyjnego Księży Werbistów w Pieniężnie zwracam się do Was, drodzy Przyjaciele misji z Polski, z prośbą o pomoc w sfinansowaniu tego projektu. Wyżej wymieniona kwota pozwoliłaby nam na szybką realizację remontu pralni oraz plebanii. Tymczasem kolejny już miesiąc siedzę na walizkach, otoczony nierozpakowanymi kartonami. Co rusz zdarza mi się szukać nerwowo czy to jakiejś książki, czy stuły czy chociażby parasola, bo zaczyna się pora deszczowa.
Tak więc drodzy Przyjaciele, jeśli możecie to pomóżcie starszemu już misjonarzowi w osiągnięciu przyzwoitszych warunków mieszkaniowych, aby na nowo mógł skoncentrować się na sprawowaniu właściwej sobie misji.
Wojciech Minta SVD
Kanté, Togo
Fotografie: archiwum autora


