Drodzy Dobrodzieje i Przyjaciele Misji! Mija już 9 miesięcy, od kiedy znów jestem w Murindó, misji gdzie 12 lat temu byłem na praktyce pastoralnej jako kleryk. Teraz, jako proboszcz, podejmuję się nowych wyzwań. A tych nie brakuje.

Nasza misja obejmuje 11 wiosek Indian Embera Katío, 5 wiosek Afrokolumbijskich oraz 6 wiosek Metysów. Sytuacja od dłuższego czasu się pogarsza. To już nie jest tzw. czerwona strefa, ale raczej szkarłatna. Od lutego 2021 roku miny wciąż zbierają swoje ofiary. Rozłożyła je rozłożyła komunistyczna partyzantka ELN (Wojsko Wyzwolenia Narodowego), aby bronić zajętych przez nich terenów przed Clanem de Golfo (grupy paramilitarne). Prywatne interesy aktorów konfliktu zbrojnego, nękającego Kolumbię przez dziesięciolecia sprawiają, że cierpią na tym niewinni ludzie spośród rdzennych mieszkańców dżungli. Jest bardzo wielu zaginionych, którzy zostali pozbawieni życia bądź trwale okaleczeni na ciele oraz psychicznie.

Jedna wioska Indian, licząca blisko 30 rodzin, w marcu została brutalnie zmuszona przez partyzantkę do opuszczenia swoich terenów. 13-letni chłopiec stracił prawą nogę, bo mina wybuchła, gdy przechodził obok.

Z czasem wojsko wysłało grupę saperów, aby oczyścić teren. Udało się to połowicznie, bowiem 20 czerwca 22-letnia indiańska matka, udając się poza teren swojej wioski, aby dotrzeć do innej, straciła życie, stąpając na minę. Osierociła dwóch synów. 14 lipca nieco starszy od niej Indianin z wioski, która kilka miesięcy wcześniej musiała uciekać przed partyzantami, też stracił nogi na minie.

Indianie wypędzeni z wioski Turriquitado Alto (fot. archiwum Michała Radomskiego SVD)

Staramy się zawsze być z tymi ludźmi, towarzyszyć im w tym trudnym czasie, aby mieli poczucie, że komuś na nich zależy. Zawsze przed ewangelizację stawiamy bycie z tymi, do których Bóg nas posyła – z ludźmi, którzy dzięki naszej obecności doświadczają Jego obecności. Niesamowite jest, będąc pośród nich, czuć tą aurę Bożej obecności, radości i nadziei, że razem będziemy w stanie coś pozytywnego zdziałać.

Rozpoczynając, pracę misyjną w Murindó, po ośmiu latach spędzonych w Vigía del Fuerte, zastałem misję w trudnej sytuacji materialnej. Przeszło dekadę temu otrzymaliśmy od francuskiej grupy lekarzy dom jako nową plebanię. Zostali oni zmuszeni zostali do porzucenia tych terenów, po porwaniu jednego z ich członków przez grupy konfliktu zbrojnego. Oddali nam swój dom, położony na palach, znacznie wyżej od starej plebanii, którą często dotykały powodzie, gdyż dżungla w Chocó jest po indonezyjskiej Sumatrze drugim na świecie miejscem z największą ilością opadów. Z czasem plebania zawaliła się, a dom otrzymany od lekarzy jest naszą plebanią. Jednak już teraz potrzebuje gruntownych remontów, bowiem dżungla, deszcze i duża wilgotność dają o sobie znać. Co chwilę trzeba coś naprawiać.

Nie ma tu studni, a wodę zbieramy do kilku plastikowych zbiorników umieszczonych na drewnianej platformie. Cała konstrukcja jest już w kiepskim stanie i niepokoimy się, że gnijące przy dużej wilgotności części platformy mogą się zawalić. Trzeba też wymienić konstrukcję pali podtrzymujących dom, bowiem co kilka miesięcy rzeka wylewa i drewniane pale szybko się niszczą. Nasza aktualna plebania stopniowo staje się ruiną, która potrzebuje szybkiego działania i generalnej modernizacji.

Plebania w Murindó (fot. archiwum Michała Radomskiego SVD)

Posługując pośród Indian, Afrokolumbijczyków i Metysów potrzebujemy dobrej bazy do przyjmowania ludzi, którzy każdego dnia docierają do nas ze swoimi radościami, wyzwaniami i problemami. Chcemy zawsze być dla ludzi, którym posługujemy, ale potrzebujemy centrali, z której będziemy w stanie docierać do tych, którzy na nas czekają. Brakuje nam jakiejkolwiek sali, gdzie moglibyśmy podejmować grupy pod kątem katechez, spotkań formacyjnych, prezentacji filmów dla liderów grup parafialnych, młodzieży i dzieci. Często odwiedzają nas także inne grupy misyjne i brakuje nam miejsca dla nich, jakiejkolwiek przestrzeni, aby godnie ich przyjąć. Brakuje nam na przykład normalnej kuchni, czy łazienek.

To bardzo dostrzegalna potrzeba w naszej posłudze, którą chcielibyśmy prowadzić dalej dzięki Waszej pomocy, Kochani Przyjaciele Misji. Dzięki byciu z ludźmi staramy się do nich docierać, wysłuchując zrozumieć, a poznając ich potrzeby dostrzec, gdzie możemy się spotkać na wspólnej drodze do Boga.

Zbiorniki na wodę dla plebanii (fot. archiwum Michała Radomskiego SVD)

Dzieło misyjne to zawsze dwie ręce Boga – my, misjonarze, posłani z Dobrą Nowiną do różnych części świata, do ludzi różnych kultur i ras oraz Wy, kochani Dobrodzieje i Przyjaciele misji, wspierający nas swoją modlitwą i materialnie. Z serca kieruję do Was prośbę o wsparcie, abyśmy mogli dalej prężnie działać na chwałę Bożą pośród Indian Embera Katío, Afrokolumbijczyków i Metysów w kolumbijskiej dżungli. Ten teren, oddalony od wielkich miast i cywilizacji przypomina nam, że nie można zapominać o tych ludziach. Dodatkowym problemem są dużo wyższe koszty transportu, np. żywności, bo trzeba wszystko jakoś tutaj dostarczyć.

Niezmiernie wdzięczny za Waszą modlitwę, proszę także o pomoc, abyśmy mogli jak najszybciej poczynić potrzebne prace remontowe naszej plebani.

o. Michał Radomski SVD
Murindó, Kolumbia