Od 22 lat pracuję w Meksyku. Ktoś może zapytać: „Po co misjonarz w kraju katolickim?” To prawda, że w Meksyku jest dużo katolików, są oni jednak jak owce pozbawione pasterza. Meksyk jest 6 razy większy od Polski, a ma o 8 razy mniej duchownych, szczególnie brak ich na południu kraju.
Dużo sióstr zakonnych pracuje w miastach. Tylko nieliczne, tak jak my, posługują na wioskach. Tam wielkie pole do popisu mają katechiści, którzy nie tylko przygotowują dzieci i dorosłych do sakramentów, ale także organizują życie religijne, prowadzą nabożeństwa Słowa, modlą się za zmarłych etc. Tych katechistów trzeba przygotować i to jest nasze główne zadanie. Oprócz tego, na wioskach pracujemy z kobietami, z osobami starszymi, samotnymi i z ludźmi uzależnionymi od alkoholu.
W całej Regii Meksykańskiej prowadzimy też inne projekty. Te najważniejsze to: żłobek dla matek pracujących, domy migranta, pomoc kobietom, które żyją z prostytucji oraz praca pastoralna w parafiach.
Żłobek „J. Stenmanns” założyliśmy 9 lat temu na peryferiach miasta Oaxaca, żeby pomóc matkom samotnie wychowującym dzieci, by mogły iść do pracy. Przyjmujemy dzieci w wieku 1-5 lat. W Meksyku przedszkola państwowe są tylko 3 godziny dziennie, a więc nie, jak w Polsce, gdzie się mówi: „wyślij dziecko do przedszkola i idź do pracy”.
Półtora roku temu zaczęliśmy pracować w Domu Migranta „Betania-Santa Martha”, założonego przez werbistów. Znajduje się on w indiańskim stanie Chiapas. Ludzie, którzy szukają tam schronienia są pochodzą z Ameryki Centralnej i Południowej, szczególnie z Wenezueli, Gwatemali, Nikaragui i Kolumbii. W tych krajach nie tylko jest bieda, ale też i bezprawie. Ludzie są okradani, wykorzystywani, nastraszani, muszą płacić haracze. Często są zdesperowani i szukają lepszej przyszłości dla swoich dzieci poza granicami swojego kraju. W tym roku zaczęliśmy pracę w drugim, tym razem diecezjalnym, Domu Migranta w Oaxaca, gdzie sytuacja jest podobna.
Od wielu lat ofiarujemy też pomoc duchową i socjalną kobietom pracującym na ulicy. W mieście Meksyk prostytucja często wiąże się z pracą przymusową i kontrolowaną. Czasami uda się kogoś wyciągnąć ze zorganizowanych gangów, ale nie jest to łatwe, gdyż trudno nawet rozmawiać swobodnie na ulicy. My opiekujemy się grupą kobiet, które mają od 30 do 70 lat, nie są kontrolowane, ale też są traktowane jako te „drugiej kategorii”. Najczęściej te kobiety mają swoje rodziny, a prostytucja to jedyny sposób na jej utrzymanie. Tej grupie staramy się pomóc dając inne alternatywy zarobku, organizujemy różne spotkania, uświadamiamy i towarzyszymy, ofiarując pomoc duchową i psychologiczną.
Rok temu założyłyśmy nową misję w górach, wśród Indian Zapoteków. Pracujemy tam z księdzem diecezjalnym, który prowadzi dwie parafie. Są od siebie oddalone 2-3 godziny jazdy samochodem. My żadnego nie posiadamy i jesteśmy zależne od osób trzecich, które nie zawsze mogą nam pomóc. Można oczywiście zapłacić komuś za przejazd, ale jest to bardzo drogie. Pilnie więc potrzebujemy samochodu. Myślimy o jakimś używanym, ale w dobrym stanie, żeby wytrzymał górskie warunki. Nie mamy odpowiednej kwoty na zakup, dlatego zwracam się z gorącą prośbą do Dobrodziejów o pomoc w dofinansowaniu kupna tak bardzo potrzebnego nam pojazdu.
Zob. Akcja św. Krzysztofa 2024
Zaczęłam ten list pisząc o sensie misji w Meksyku. Kiedy dostałam przeznaczenie misyjne, też się nad tym zastanawiałam i pytałam Pana Boga, po co tam jadę. Po dwóch latach na mojej pierwszej misji, bardzo biednej i opuszczonej, usłyszałam słowa od jednego Indianina ze starszyzny wioski: “Dziękujemy, Siostro, że z nami jesteś, bo to znaczy, że Bóg o nas nie zapomniał”. Te słowa do dzisiaj rozbrzmiewają w moich uszach i dodają mi sił. Przypominam sobie o nich, kiedy jest ciężko i proszę Pana Boga, aby zawsze mnie kierował do tych, którzy potrzebują naszej obecności. Robimy, co jest w naszej mocy, a to inne powierzmy Panu Bogu. On zawsze jest z nami!
s. Ewa Rudzka SSpS
Meksyk
Fotografie: archiwum autorki