Drodzy Przyjaciele i Dobrodzieje Misji! Jadąc rowerem po wąskich, zatłoczonych ulicach Bangladeszu, a szczególnie w Noakhali, wśród wysokich tropikalnych drzew, z których spadają liście, wszędzie czuć unoszący się odór pochodzący z rozkładających się liści i wszechpanującej pleśni spowodowanej dużą wilgotnością.
Każdego tygodnia staramy się odwiedzać chorych ofiarowując nasz czas, by być choć przez chwilę z rodzinami, które mieszkają w dużej odległości od stacji głównej. Przemieszczając się od rodziny do rodziny, w oddali, zza konarów drzew słychać wezwania muzułmanów „Allah jest wielki”. Chciałoby się powiedzieć, że Bangladesz jest w nieustannym stanie medytacji i świadomości obecności Boga, że cały kraj jest bardzo religijny oraz żyje miłością, jak sama nazwa „Islam” znaczy tj; „religia miłości”. Na każdym skrzyżowaniu stoją meczety, które są wyposażone w głośniki i w oficjalnych godzinach, pięć razy dziennie, słychać wołanie do modlitwy. Ponadto, między godzinami modlitw, ciągle i nieustannie rozbrzmiewa nauczanie koranu przeplatane polityką oraz nawoływaniem do większego radykalizmu.
W porze zimowej, kiedy temperatura spada w nocy do 17 stopni Celsjusza, a w ciagu dnia utrzymuje się w granicach 22-25 stopni, i przy wzmożonym wietrze, w zatoce Bengalskiej wszyscy odczuwają depresję. Do tego jeszcze cały kraj spowity jest we mgle i odnosi się wrażenie, że temperatura jest poniżej zera. Wchodząc rano do domów widać, że wszyscy są otuleni w koce, a głowy mają owinięte w bawełniane szale i tylko oczy im widać. Przy pierwszym spotkaniu wszyscy się witają wymieniając pozdrowienie „যীশু প্রণাম” tzn. „Kłaniamy się Jezusowi”.
Patrząc na Bangladesz z lotu ptaka widać wielkie rozlewiska wody, w których uprawiany jest ryż, będący głównym źródłem pożywienia. Są też małe i duże stawy rybne przy domach, gdyż ryba jest ostatecznym źródłem pożywienia i utrzymania, gdyby wydarzyło się jakieś nieszczęście, albo gdyby nie było żywności w domu. Tropikalne konary drzew ukrywają pod sobą to, czego świat nie chce widzieć: nędzę, cierpienie, wykorzystywanie i walkę o przetrwanie całych rodzin, a do tego jeszcze postępującą islamizację chrześcijan pozostałych w Bangladeszu.
Bangladesz jest krajem z terytorium o połowę mniejszym niż Polska, przy zaludnieniu ponad 4-krotnie większym, bo liczy ok. 165 milionów ludności. Rodziny chrześcijańskie nie są liczne w porównaniu do rodzin muzułmańskich. Mimo tego widać, jak Bóg troszczy się o tych najmniejszych, nie tylko chrześcijan, obdarzając ich zdrowiem i dając im codzienny chleb.
Minęło już pięć lat odkąd werbiści przybyli do Bangladeszu. Trudno mówić o owocach naszej pracy w tym kraju, ale jednym wymiarem werbistowskiej działalności ewangelizacyjnej są pierwsze owoce powołań do kapłaństwa. W listopadzie ubiegłego roku rozpoczęliśmy pierwsze spotkania z młodzieżą męską, a we wspomnienie św. Józefa Freinademetza (29 stycznia) do werbistów zgłosiło się 10 kandydatów. Nie są oni jeszcze studentami filozofii, lecz aspirantami do wstąpienia do seminarium, po ukończeniu studium podyplomowego. Werbiści akceptują tę samą drogę rekrutacji do seminarium, co diecezje w Bangladeszu. Młodzież, która wyraża pragnienie służby Kościołowi, czy prowadzenia życia zakonnego, jest przyjmowana i formowana w domach formacyjnych do tego przeznaczonych, gdzie uczęszczają do szkół lub studiują na uniwersytecie. Formacja przed rozpoczęciem studiów filozofii trwa od 4 do 6 lat. To dość długo, ale trzeba wziąć pod uwagę, że życie religijne młodzieży nie jest zakorzenione w ich sercach, głównie z powodu braku życia religijnego rodzin i praktykowania duchowości w życiu codziennym. Szczególne zagrożenie jest ze strony islamu, który czyni wszelkie starania, by wchłonąć młodych chrześcijan, aby żyli według Koranu. Dlatego diecezje, jak również my, pragniemy uchronić młodzież od utraty wątłej wiary i pogłębić ją przez dłuższą formację.
Chciałbym prosić wszystkich Dobrodziejów o modlitwę za powołanych przez Boga do naszego zgromadzenia, by wytrwali w swoich decyzjach. Aby zapuścić korzenie tutaj na zawsze, werbiści naprawdę potrzebują kapłanów, którzy pochodzą z Bangladeszu. Dlaczego? Otóż, obecnie jest nas pięciu, ale wszyscy to obcokrajowcy. Gdyby się tak stało, że nie dostaniemy wiz, wówczas werbistowska misja w Bangladeszu przestanie istnieć. Natomiast, gdy jest jedna osoba z Bangladeszu, wówczas otwierają się inne drogi do poszerzenia werbistowskiej misji. Po prostu, by zaistnieć w tym kraju legalnie musimy mieć przynajmniej jedną osobę pochodzącą z Bangladeszu, aby móc się zarejestrować i mieć prawa instytucji, a tym samym prawa do zakupu ziemi oraz dalszych administracyjnych spraw.
Powołania zakonne do zgromadzenia są znakiem, że Bóg pragnie, byśmy nieśli jego misję w Bangladeszu. Jest to pierwsza misja werbistowska w kraju, który jest w 92% muzułmański. Dlatego, poza pracą pastoralną wśród chrześcijan, sami jeszcze nie odkryliśmy, jak możemy zaangażować się w tym kraju.
Miejscowa ludność bardzo docenia wizyty swoich duszpasterzy w ich domach. Zawsze są gotowi poczęstować gorącą herbatą, by przedłużyć pobyt, a na koniec otrzymać błogosławieństwo dla całego domu. Siedząc razem z rodziną i widząc, jak żyją, w oczy rzuca się ogromne ubóstwo: zniszczone domy, ściany z maty plecionej i bambusa oraz dachy z falistej blachy przeżartej rdzą, przez którą widać gwiazdy podczas nocy. Ostatnio zidentyfikowaliśmy trzy takie biedne rodziny w naszej parafii, których domy naprawiliśmy, wywołując uśmiechy na ich twarzach i nadzieję na godne życie.
Jednym z nich jest dom Michaela Gomesa i jego żony, Aroti Gomes. Mają trójkę dzieci, jednego chłopca i dwie dziewczynki, uczących się w miejscowej szkole podstawowej. Michael jest niewykwalifikowanym robotnikiem, który utrzymuje swoją rodzinę z dziennego wynagrodzenia, które zarabia. Przyznaje, że często trudno znaleźć codzienną pracę. Dzienne zarobki w okolicy wynoszą ok. 500 Taka, czyli poniżej 5 dolarów. Po konsultacji z nim i jego żoną, cała rodzina zaangażowała się w rekonstrukcję domu, korzystając z dostępnych lokalnych materiałów. Któregoś dnia, w obecności kilku parafian, poświęciliśmy nowo wyremontowany dom. Rodzina wielbiła Boga, dziękowała dobroczyńcom i częstowała nas gorącą herbatą z kawałkami suchego chleba.
To tylko jeden przykład rodziny, która stara się, by mieć swój skrawek ziemi i strefę bezpieczeństwa dla swoich dzieci. Trzeba pamiętać, że w tych domach są dzieci i młodzież, którzy są bardzo zdolni, jednak z powodu ubóstwa nie są w stanie kontynuować nauki. Dlatego staramy się poznać wszystkie rodziny, by w miarę możliwości, zaoferować ich dzieciom kontynuację nauki.
CZYTAJ: Akcja św. Krzysztofa 2024
Jest najczęściej możliwe dzięki wspaniałomyślności i hojności dobrodziejów. Dlatego pragnę z serca podziękować wszystkim Dobrodziejom w Polsce za modlitwę i ofiarę w intencji misji w Bangladeszu. Równocześnie, w ramach Akcji św. Krzysztofa, pragnę prosić o wsparcie w zakupie dwóch skuterów do pracy duszpasterskiej dla dwóch werbistowskich parafii. Będą one służyć do dalszych odwiedzin chorych i rodzin. Ze względu na duże zatłoczenie na drogach i wąskie kręte alejki taki skuter wydaje się być odpowiedni i bezpieczny do posługi duszpasterskiej.
o. Mariusz Pacuła SVD
Bangladesz
Fotografie: archiwum autora