Od pozdrowień chciałbym rozpocząć mój kolejny list misyjny, skierowany do Was, naszych przyjaciół, dobrodziejów i osób, które swoimi modlitwami, ofiarami i obecnością towarzyszą nam na drogach misyjnej pracy.
Przyznam, że ciężko było znaleźć chwilę, żeby poukładać sobie w głowie, a następnie przelać na papier wszystko, co chciałbym Wam opowiedzieć, czym się podzielić. Oczywiście, nie dlatego, że nie miałbym chęci, ale dlatego, że naprawdę ostatni rok był pełny pracy. Dni rozpoczynały się wcześnie rano, a kończyły się późnym wieczorem w domu, na parafii, albo na wspólnotach (wioskach) z ludźmi, gdzie nawet nie zabierałem komputera.
Obecnie przeżywam coroczne rekolekcje zakonne, na których są obecni wszyscy werbiści pracujący w Boliwii. Już od samego początku rekolekcji wiedziałem, że każdego dnia będę pamiętał o Waszych intencjach i potrzebach. W kaplicy, wraz ze wszystkimi misjonarzami, prosimy za Was w naszych modlitwach, Eucharystiach i adoracji. Wykorzystałem zatem jedno popołudnie tego czasu odnowy duchowej i postanowiłem napisać do Was ten list.
Pozwólcie, że podzielę się z Wami jedną myślą, którą usłyszałem na tych rekolekcjach i odniosłem ją właśnie do Was, nasi przyjaciele. Ojciec rekolekcjonista, który jest jezuitą, zapytał nas na pierwszym ćwiczeniu duchowym, w jakiej kondycji przyjechaliśmy na te dni duchowej pracy. Jak Elżbieta, gdy odwiedzą ją Maryja, czyli radośni i szczęśliwi? Może jako człowiek sparaliżowany, który prosi o uzdrowienie? Czyli na te dni rekolekcyjne przyjeżdżamy trochę obolali, z jakimś wewnętrznym bólem albo smutkiem? A może jako Zacheusz, który przez swój niski wzrost nie mógł zobaczyć Jezusa? W taki sposób rekolekcjonista chciał zapytać, czy na przykład nie ma rzeczy, od których powinniśmy się uwolnić w czasie tych rekolekcji, żebyśmy na nowo mogli zobaczyć Jezusa w całej swojej okazałości i wielkiej miłości.
Zastanawiałem się dobre kilka godzin, w której z tych osób widzę samego siebie na chwilę obecną. Mam nadzieję, że nie zabrzmi to jak pycha, ale wyznam Wam, że przyjechałem na rekolekcje radosny, czyli postawiłem samego siebie w miejscu Elżbiety. Elżbieta była radosna, ale dlaczego? Bo był ktoś, kto jej przyniósł radość, uśmiech, dobre nastawienie> Zrobiła to Maryja. Maryja zaraża radością. Właśnie tak jest w naszym życiu misjonarskim. My, misjonarze, możemy być radośni jak Elżbieta, bo Wy, dobrodzieje i przyjaciele misji, dajecie nam radość, zarażacie nas uśmiechem i zawsze nam towarzyszycie. Wiemy, że nie jesteśmy sami!
Po tym długim wstępie chciałbym skupić się na dwóch rzeczach. Na pierwszym miejscu postaram się opowiedzieć Wam o pewnym projekcie, który, dzięki Waszej hojności, mogliśmy zrealizować w naszej parafii. Następnie w kilku słowach chciałbym streścić przynajmniej niektóre wydarzenia, które miały miejsce tego roku w naszej parafii w San Miguel de Velasco.
Projekt, o którym mowa to wymiana całego dachu nad budynkami parafii. W moim ostatnim liście (czytaj TUTAJ), opowiedziałem o wszystkich problemach i trudnościach, które sprawiał dach naszych budynków, gdzie gromadzą się grupy parafialne, dzieci, ministranci, a także nasi parafianie. Niektórzy w formie żartu mówili, że po ulewie więcej wody znajduje się wewnątrz w domu niż na zewnątrz. Dziś mogę powiedzieć, że udało się wymienić ponad 450 metrów kwadratowych dachu.
Wymiana tego dachu na samym początku wymagała zerwania wszystkich materiałów, które były nad stropem. Wymieniliśmy deski, które były pierwszą warstwą dachu, następnie przygotowaliśmy warstwę izolacyjną, a na koniec przykryliśmy wszystko nowymi dachówkami, które, z przygodami, zdołaliśmy przywieźć z miasta oddalanego o ponad 500 kilometrów. Całe przedsięwzięcie trwało prawie trzy miesiące. Były dni, że na dachu pracowało aż do 8 osób, raz w pełnym słońcu i upale, a niekiedy i w deszczu. To dzięki Waszej dobroci i akcjom misyjnym, w którym bierzecie udział, udało się wszystko sfinansować. Do tego udało się wymienić wszystkie kable, lampy, a także wymalować zarówno pomieszczenia, jak i ściany zewnętrzne.
Nasze budynki parafialne dzisiaj mają już inne oblicze. Możemy ze spokojem gromadzić w nich żywność. Już nie boimy się, że po każdej ulewie trzeba kalkulować straty z zamoczonej żywności. Żywność tą później możemy rozwozić po naszych wioskach, a także zabierać dla ludzi chorych, których mamy w miasteczku. Nawiasem mówiąc, w ostatnim czasie, odwiedzając osoby chore i starsze, zdałem sobie sprawę, że głód jest obecny w wielu miejscach, nie tylko w tych najbardziej odległych.
Budynki parafialne posłużyły nam także do zrealizowania fizjoterapii i badań psychologicznych z naszymi parafianami. W tym roku przyjechali do nas z pomocą lekarze i studenci z Uniwersytetu Katolickiego z Walencji (Hiszpania), aby pomóc naszej ludności. Niestety mamy wiele osób, przede wszystkim młodszych, obarczonych niepełnosprawnościami. Rodziny naszej parafii nie mają pieniędzy, żeby zagwarantować adekwatną fizjoterapię swoim dzieciom, dlatego też ich stan z roku na rok się pogarsza. Staraliśmy się odpowiedzieć na tę potrzebę. Goście z Hiszpanii pracowali z naszymi parafianami dwa tygodnie, tłumacząc na czym polega ich niepełnosprawność i ucząc rodziców lub dziadków, jakie ćwiczenia można praktykować, używając rzeczy, które mają w domu, albo które są dostępne w naszym miasteczku.
Ponadto w naszych pomieszczeniach parafialnych odbywają się przeróżne zajęcia dla dzieci ze szkół, młodzieży z parafii, ministrantów, a także dla naszych katechistów i liderów religijnych z wiosek. Dzisiaj z czystym, ale i radosnym sercem, możemy powiedzieć, że nasz dom tętni życiem i jest w bardzo dobrym stanie. Dziękujemy!
Jeśli chodzi o nasze działania pastoralne, na pewno nie uda mi się wymienić wszystkiego i wszystkim się z Wami podzielić, ale wybrałem dwa momenty, o których chciałbym opowiedzieć. Mam nadzieję, że przy następnej okazji będę mógł opisać Wam jeszcze więcej z życia codziennego.
Najpierw chciałbym opowiedzieć o święcie jednej z naszych wspólnot wioskowych, która jako patrona ma św. Jana Chrzciciela. Dlaczego akurat o tej wspólnocie? Bo to właśnie tutaj od prawie dwóch lat budujemy kaplicę. W tej wspólnocie mamy ponad 150 rodzin, niektóre naprawdę wielodzietne. Na zdjęciach możecie zobaczyć, że kaplica naprawdę będzie duża. W budowę są zaangażowane wszystkie rodziny tam mieszkające. W tym roku, w noc poprzedzającą uroczystość św. Jana Chrzciciela, uczestniczyliśmy w zabawie pełnej tradycji lokalnych. Młodzież i osoby starsze przygotowali tańce regionalne, a o północy chętni i odważni mogli przejść przez rozżarzone ognie, prosząc o wstawiennictwo i pomoc świętego patrona. Proszę Was o modlitwę za tych ludzi, żeby ich zapał i wysiłek dał pewnego dnia owoce w postaci nowej i pięknej kaplicy, gdzie przez wiele lat będzie można godnie sprawować sakramenty. Miejsce to z pewnością stanie się na nowo sercem tej wspólnoty.
Pozwólcie, że wspomnę o jeszcze jednej inicjatywie, którą zrealizowaliśmy, tym razem w centrum, w miasteczku, gdzie znajduję się kościół i stacja misyjna. W maju z wszystkimi grupami parafialnymi podjęliśmy decyzję, że zorganizujemy pewien niezwykły festiwal. Był skoncentrowany wokół osoby Maryi. Wiele razy widzieliśmy, że wśród naszej ludności istnieje pewne niezrozumienie prawd wiary, które odnoszą się do Maryi. Przez brak formacji, studiów czy nawet dostępu do katechez i nauk religijnych, ludzie czasem nie mogli zrozumieć, jak to jest z Maryją. Z jednej strony wiedzieli, że Maryja jest jedna, ale z drugiej ma tyle imion, tyle wezwań. Pogodzenie tych prawd sporo ich kosztowało. Dlatego postanowiliśmy wyciągnąć do nich pomocną dłoń. Pewnej niedzieli, po Mszy świętej porannej, zaprosiliśmy wszystkich parafian na „festyn” maryjny. Przygotowaliśmy z grupami parafialnymi 10 ołtarzy. Na każdym umieściliśmy figurkę lub obraz Maryi oraz przedstawiliśmy różne objawienia maryjne. Nie zabrakło Matki Boskiego Fatimskiej, Matki Boskiej z Lourdes, czy nawet Matki Boskiej Częstochowskiej, która, przez swój kolor skóry, zawsze jest bardzo bliska naszej ludności. Widzą w Niej kogoś kto nawet kolorem skóry jest podobny do nich. Każda grupa parafialna przygotowała swój ołtarz, ale także piosenki, mały teatr i wszyscy odpowiadali na pytania zadawane przez ludzi z parafii. W ten oto sposób udało się nam wytłumaczyć ludziom, że jest tylko jedna Matka Boska, ale czcimy Ją pod wieloma tytułami z tego względu, że objawiała się w różnych miejscach świata i zawsze z bardzo osobistym przesłaniem, odpowiednim dla danego czasu i sytuacji.
Chciałbym opowiadać Wam dalej, o wszystkim co robimy na parafii, ale i tak ten list już zrobił się trochę długi. Następnym razem będę kontynuował.
Jak zawsze na koniec proszę Was o modlitwę i oczywiście zapewniam Was o naszej modlitwie. Nigdy o Was nie zapominamy. Wspominajcie nas dobrze, niech Bóg obdarza swoim błogosławieństwem Wasze rodziny.
Marcin Domański SVD
Boliwia