W parafii Jesus Obrero w Montería na kolumbijskim wybrzeżu Morza Karaibskiego, gdzie do 1 marca 2021 roku pracowałem przez sześć ostatnich lat, życie pastoralne dopiero zaczyna się budzić. Zakażeń niewiele, wracają do pracy grupy parafialne, mamy coraz więcej wyjść na zewnątrz z Biblią w rękach i w sercu. Kłopot w tym, że wspólnota parafialna zaczyna zmagać się z problemem utrzymania świątyni. Nie chodzi wcale o rachunki za prąd, lecz o naprawę, a może nawet wymianę dachu.
W Kolumbii, a szczególnie w miejscach, gdzie klimat jest tropikalny, nie konstruuje się budynków jak w Polsce. Dachy nie są solidne. Na zewnątrz położony jest eternit, a wewnątrz świątyni, czyli pod eternitem, podwieszony jest sufit z gipsu. Wystarczy, że powieje silniejszy wiatr i poprzesuwa eternit, by deszcz padał bezpośrednio na gips.
Dlaczego mamy taką słabą konstrukcję? W latach 90-tych śp. ksiądz Manuel Duque powiększył świątynię, a z dostępnych środków i wielkim wysiłkiem wspólnoty położono eternit, który nigdy nie był wymieniany. Od co najmniej roku, kiedy pada deszcz, krople przedostają się do wewnątrz kościoła. W ubiegłym roku, jeszcze przed pandemią, podczas Mszy Świętej, w tylnej części kościoła odpadła spora część dachu spadając tuż przy wejściu do świątyni. Na szczęście nikomu się nic nie stało. Wszyscy zgromadzeni na Eucharystii się przestraszyli, bo możemy sobie wyobrazić huk, jaki powoduje mokry gips spadający z kilku metrów.
Minął zaledwie tydzień od mojego wyjazdu do Bogoty, kiedy w Montería spadł pierwszy w tym roku konkretny deszcz z wichurą zrywającą dachy. Znowu spadł gips, tym razem w środkowej części świątyni. Poprawianie eternitu już nic nie daje.
Obecnie przebywam w domu prowincjalnym w Bogocie, gdzie oczekuję na zabieg kolana. Oprócz myśli o zdrowiu gdzieś z tyłu głowy mam całą tę sytuację w Montería. Czasem smutek mnie ogarnia myśląc, że ta wspaniała wspólnota, gdzie pracują werbiści, musi martwić się, czy w czasie kolejnej Mszy Świętej znowu nie będzie padał deszcz do środka kościoła.
Nowy proboszcz, ojciec Arifintus z Indonezji, już uruchomił zbiórkę pieniędzy na wymianę dachu organizując loterię. Bony rozeszły się jak świeże bułeczki, ale na zasadzie „zapłacę później”. Oby nie było za późno…
Całą tę sprawę związaną z naprawieniem dachu w Montería oddaję Bogu i Matce Bożej w modlitwach i cierpieniu. Być może taka jest Jego wola, by teraz moje życie misyjne miało miejsce w naszej domowej kapliczce, bowiem z powodu choroby kolana trudno mi klęknąć przed Najświętszym Sakramentem. Ale wiem że Wy, drodzy Przyjaciele Misji, na kolanach wypraszacie u Boga łaski, których potrzebujemy najbardziej, czyli zdrowia i sił do pracy misyjnej, a także zgromadzenie dóbr materialnych służących życiu i działalności Kościoła w Kolumbii.
Pragnę podziękować Wam, kochani, za każdą ofiarę duchową bądź materialną którą składacie na dzieła misyjne Kościoła. Pozwólmy Bogu działać w naszym życiu kapłańskim, misyjnym czy rodzinnym. Nasza modlitwa niech nigdy nie ustaje.
Przemysław Szumacher SVD
Bogota, Kolumbia