Pozdrawiam wszystkich z mojej nowej misji w prowincji Meksyk-Kuba, do której zostałem skierowany na moją prośbę po ośmioletniej pracy w prowincji niemieckiej, a ostatnio po pięcioletniej pracy duszpasterskiej w Dreźnie we wschodnich Niemczech.
W tej chwili jestem w Meksyku i przygotowuję się do pracy na Kubie. Zdecydowałem się na pracę misyjną na Kubie głównie ze względu na moje dotychczasowe doświadczenia: pięcioletnią pracę misyjną w Demokratycznej Republice Konga i pracę w tzw. DDR, czyli we wschodnich Niemczech, gdzie są jeszcze w miarę świeże doświadczenia reżimu komunistycznego. Myślę, że z wielu z tych doświadczeń będę mógł skorzystać na Kubie.
Na nową misję przyszło mi wyjechać w dość trudnym i szczególnym czasie, jakiego do tej pory jeszcze nie było – w czasie ogólnoświatowej pandemii koronawirusa. Ze względu na zamkniecie granic, opóźnił się mój wyjazd. Kilka dni przed planowanym wylotem do Meksyku władze w Polsce zamknęły wszystkie granice i zaczął się czas obostrzeń i pustych ulic, który wszyscy dobrze pamiętamy. Na ponad 3 miesiące zostałem „uwięziony” w Bielicach na Opolszczyźnie, w mojej rodzinnej parafii.
Z jednej strony był to trudny okres ze względu na panującą sytuację epidemiczną. Z drugiej strony był to dla mnie czas szczególny, gdyż mogłem spędzić go z najbliższą rodziną. Korzystając z moich doświadczeń z komunikacją medialną mogłem też wesprzeć naszą parafię, by umożliwić naszym parafianom kontakt z parafią poprzez Internet.
Podróż do Meksyku odbywała się z zachowaniem wszystkich obostrzeń sanitarnych. Na lotnisku międzynarodowym w Meksyku skonfiskowano mi jeszcze polską kiełbasę, która tradycyjnie próbowałem „przemycić”. Na szczęście miałem jeszcze kabanosy, których pani celniczka nie znalazła.
Następnie przywitał mnie o. Wiesław Skowroński, długoletni misjonarz w Meksyku, który zawiózł mnie do naszego domu przy parafii Najświętszego Serca Jezusa, której proboszczem i przełożonym wspólnoty werbistów obecnie jest właśnie o. Wiesław. Podróż z lotniska do naszego domu w dzielnicy Copilco el Bajo była nadzwyczajnie krótka. Oczywiście wszystko ze względu czerwone światło epidemiczne panujące w całym mieście. Przyjechałem jak do wymarłego miasta, jednego z największych na świecie.
Przez pierwsze tygodnie moją jedyną przyjemnością był poobiedni spacer z o. Wiesławem po naszym osiedlu. Poza tym starałem się sam organizować sobie czas i systematycznie uczyć się języka hiszpańskiego, co z resztą później się opłaciło, ponieważ zostałem zakwalifikowany na wyższy poziom kursu języka. W tym okresie Msze Święte odprawialiśmy sami, bez obecności wiernych.
Po kilku tygodniach światło zagrożenia epidemicznego zmieniło się na pomarańczowe. Dopiero wtedy zacząłem podróżować metrem i poznawać potężne i niesamowicie ciekawe miasto Meksyk. Jednych z pierwszych celów mojej podróży było sanktuarium NMP z Guadalupe. Przepiękne i słynące cudami miejsce zachwyciło mnie swoją urodą. Oczywiście miałem okazję, na którą długo czekałem, aby przed obrazem MB z Guadalupe podziękować za szczęśliwą podróż i pomodlić się o błogosławieństwo na nową misję w prowincji Meksyk-Kuba.
Następnie mogłem rozpocząć profesjonalną naukę języka na uniwersytecie. Również i ten kurs hiszpańskiego jest dla mnie doświadczeniem zupełnie nowym, ponieważ wszystko odbywa się w trybie online. My, jako werbiści, mamy duże doświadczenia z nauką języków. Taki kurs online jest pewnym novum, także dla nas misjonarzy.
Kiedy to było możliwe, zostałem bardzo serdecznie przyjęty przez międzynarodową wspólnotę Sióstr Służebnic Ducha Świętego. Do tej wspólnoty należy również siostra Ewa Rudzka, który jest obecnie Przełożoną Regionalną sióstr SSpS w Meksyku. S. Ewa na początku pandemii zaraziła się koronawirusem, pomagając dostać się do szpitala jednemu z zakażonych werbistów, który po kilku dniach zmarł. Na szczęście s. Ewa wyzdrowiała i już ma się dobrze.
Siostry zaprosiły mnie 15 września na wspólne świętowanie Dnia Niepodległości Meksyku, który tutaj jest świętowany prawie jak u nas Boże Narodzenia albo Nowy Rok. Są spotkania rodzinne i w gronie przyjaciół. Siostry pięknie przystroiły dom i kaplicę w narodowe kolory Meksyku: zielony, czerwony i biały. Uroczystość rozpoczęliśmy Mszą Świętą ku czci MB Bolesnej w intencji Meksyku.
Po Mszy był wspólny posiłek z tradycyjnymi potrawami meksykańskimi: tostadas con tinga de pollo, tacos dorados, guacamole i… sernik. Następnie o godz. 22:00 pochodząca z Meksyku s. Gabriela zainicjowała tzw. „Grito de Dolores”, czyli „okrzyk boleści” przypominający początek walk tego kraju o niepodległość z września 1818 r. Następnie była muzyka i wiele radości.
Głównym moim zajęciem jest nauka hiszpańskiego, ale z konieczności miałem już okazję udzielać się duszpastersko, szczególnie odprawiając Msze pogrzebowe w trudnych sytuacjach, np. po śmierci siedmiomiesięcznego dziecka. Doświadczenie trudne, ale dziękuje Bogu, że przez tą krótką chwilę mogłem, tak jak umiałem najlepiej, wesprzeć pogrążonych w bólu rodziców i rodzinę.
W przyszłości czeka mnie jeszcze wyjazd na Kubę. W tej chwili ciężko powiedzieć, kiedy to nastąpi. Granice Kuby są jeszcze zamknięte oraz pogarsza się przez to sytuacja ekonomiczna na wyspie. Potrzeba dużo modlitwy i nadziei, żeby to się zmieniło.
Drodzy przyjaciele Misji! Z całego serca dziękuje Wam za wszelkie wsparcie duchowe i materialne. Bez Was nasza obecność tutaj nie byłaby możliwa. Dzięki Wam jesteśmy tutaj i wspólnie troszczymy się o głoszenie Słowa Bożego na całym świecie. Ja również pamiętam o Was i o Waszych rodzinach w moich modlitwach!
W tej chwili dla mnie ważnym jest, by dobrze nauczyć się języka, bo przez to otwiera się droga do ludzkich serc oraz bym wkrótce mógł rozpocząć pracę misyjną na Kubie. Ufam, że z Bożą pomocą i Waszym wsparciem będzie to możliwe!
o. Sylwester Wydra SVD
Meksyk