Serdecznie pozdrawiam z Murindó w zachodniej Kolumbii, zalanego od blisko 4 miesięcy przez porę deszczową.
Ostatnie miesiące upłynęły mi na wyjazdach do większości z 23 wiosek Parafii św. Bartłomieja Apostoła, aby podjąć tematykę i wyzwania synodalności w dokumentach, jakie zostały nam przekazane do prac we wspólnotach, grupach i dystrykcie. Sporo tego było, a że grupy, do których zostało skierowane to zadanie wprost z Rzymu rozmieszczone są na sporym obszarze mojej misji, trzeba było latać, skakać i główkować, jak to wszystko załatwić w krótkim jakby nie było czasie. Ale na szczęście udało się i sporządzone dokumenty mogliśmy na czas wysłać do diecezji, a później do Bogoty i Rzymu.
W międzyczasie, w połowie lutego, mieliśmy werbistowskie spotkanie w Monteria, które skupiło się na tematyce 60-lecia werbistów w Kolumbii. Tutaj, nad rzeką Atrato w zachodniej Kolumbii, w tym roku obchodzimy 50-lecie naszej obecności pośród Afrokolumbijczyków, Indian Embera Dobida i Embera Eyabida oraz Metysów. Ci ostatni coraz częściej i z różnych powodów docierają na te tereny i tutaj się osiedlają.
W tym kontekście warto na nowo wrócić pamięcią do wielu misjonarzy, którzy poświęcili swoje siły tutejszym wyzwaniom. Pośród nich jest grupa licząca 10 Polaków, licząc misje w Vigía del Fuerte i niegdyś jedną z wiosek, a dziś osobną parafię, tu w Murindó. Takie rocznice to zawsze szansa refleksji nad przeszłością, myśli o teraźniejszości i niepewność jutra.
Nieustępującym zjawiskiem u nas jest migracja Kolumbijczyków obawiających się o swoje życie poprzez wojnę domową, jaka nęka ten kraj od blisko 60 lat. Stała obecność aktorów tego konfliktu nie pomaga nikomu i stwarza dodatkową panikę. Nie tak odległy problem z minami przeciwpiechotnymi na szlakach do Indian, obecność grup paramilitarnych w każdej wiosce, ich inwigilacja w nasz program pastoralny itp. to nasz chleb powszedni.
Ostatnie dwie dekady to całkowicie porzucenie przez władzę tych terenów. W maju 2002 roku była nawet masakra w Bellevista, gdy od wybuchu bomby zginęło w kościele 79 osób, w tym 48 dzieci i młodzieży. Ale w podejściu władz nic się nie zmieniło.
W tym roku minęła 10. rocznica mojego powrotu do Kolumbii już jako kapłana i misjonarza. Największą grupą ludzi, z jaką miałem okazję pracować w trakcie mojej 8-letniej posługi w Vigía del Fuerte, byli Afrokolumbijczycy. Podobnie, jak pierwotni na tych terenach Indianie, stanowią oni grupę, którymi rząd Kolumbii mało się interesuje i od lat spycha ich na margines. Ale są to ludzie, których mi powierzono jako misjonarzowi, świadkowi Chrystusa i osobie która zawsze stara się być z nimi, towarzyszyć im w radościach, narodzinach, smutkach, śmierci. To są osoby z krwi i kości, które potrzebują kogoś w pełnym wymiarze czasowym.
Pamiętam jak Indianie umawiali się po kilku godzinach rozmów na kolejną wizytę następnego dnia około 10 rano, a już od ok. 6.00 stukali mi w okno, no bo przecież słońce już wzeszło, już mamy kolejny dzień więc, o co mi ogólnie chodzi. Ciągle mam w pamięci spotkania w wioskach, przy ognisku domowym, wysłuchiwanie dylematów, przed jakimi wielokrotnie stoją, gdy na ich terenach działa jednocześnie kilka grup zbrojnych. Z jednej strony jestem kapłanem, który udziela sakramentów, Ewangelizuje, katechizuje, ale jako misjonarz, staram się, dzięki łasce Bożej, być dla wszystkich, zrozumieć wszystkich i w miarę możliwości w różnych formach odpowiedzieć na ich potrzeby.
Pamiętam też moje spotkania podczas wizyt wiosek z byłą partyzantką las FARC, walki pomiędzy grupami, rozmowy z paramilitarnymi. Wypady z bliskimi ofiar zastrzelonych gdzieś w okolicy i poszukiwania ich ciał, aby wydobyć je z rzeki, godnie przekazać rodzinie i pochować. Zawsze wraca mi w pamięci przypadek z 2019 r., gdy szukaliśmy ciała znajomego mi człowieka zabitego przez grupę paramilitarną. Nigdy go nie odnaleźliśmy. Do dziś mam kontakt z jego bratem i czasem pytam, czy ma jakieś nowe wieści.
Ostatnio wpadł mi w ręce komentarz Francisco de Roux, Prezydenta Komisji Prawdy, która przekazała końcowy raport dotyczący ofiar tutejszej wojny domowej: “Jeśli ofiarowalibyśmy minutę ciszy każdej ofierze konfliktu zbrojnego w Kolumbii, to kraj zmuszony byłby pozostać w milczeniu 17 lat.”
Pragnę Wam, kochani, z serca podziękować za pamięć, modlitwę i pomoc materialną dla naszych działań. Zawsze dzielę się z moimi parafianami doświadczeniem, że to dzięki Wam mogę tu nadal prężnie działać. Ściskam każdą i każdego z Was i z serca błogosławię na każdy dzień. Zapewniam też o mojej modlitwie za Was.
Michał Radomski SVD
Murindó, Kolumbia