Dynamika mojego życia zakonno-misyjnego przez ostatnie dwa lata doprowadziła do zmiany mojego miejsca posługi misyjnej z Angoli na Łotwę, dokąd przyjechałem 25 marca 2022 roku, w uroczystość Zwiastowania Pańskiego. W ten sam dzień o godz. 18.00 koncelebrowałem Mszę świętą wraz z abpem Stankiewczem, Metropolitą Ryskim.
Z dnia na dzień zacząłem aklimatyzować się do tutejszego życia w ryskim seminarium, położonym na terenie dzielnicy Maskavas Iela. Zdecydowana większość mieszkańców tego rejonu posługuje się językiem rosyjskim.
Dzień rozpoczynałem od modlitwy, która jest fundamentem życia każdej osoby wierzącej, nie tylko misjonarza. Następnie intensywnie uczyłem się języka łotewskiego. W godzinach popołudniowych często spacerowałem po okolicznych uliczkach i parkach przysłuchując się rosyjskiej mowie.
Bardzo podoba mi się wielokulturowość, która występuje na Łotwie. W sklepach i na ulicach można jednocześnie zobaczyć dwie rodziny, które posługują się dwoma odrębnymi językami nie mającymi ze sobą nic wspólnego. Ludzie żyją tutaj w zgodzie, nie dostrzega się jakiś animozji wynikających z pochodzenia czy przynależności do różnych grup społecznych.
Na marginesie dodam, że Maskavas Iela uchodzi za dzielnicę o wysokiej przestępczości kryminalnej. Zapewne jest to prawda, ale nigdy nie odczuwałem poczucia zagrożenia swojego życia lub mienia. Inaczej było w Angoli, gdzie na każdym kroku biały człowiek wystawiony jest na zagrożenie przez różnego rodzaju grupy i osoby chcące wzbogacić się na rabowaniu.
Zapewne już zwróciliście uwagę, że powyższe wydarzenia opisuję w czasie przeszłym. Tak moi kochani – ledwo dojechałem do Łotwy, ledwo zdążyłem się rozpakować w seminarium, a moje życie ciągle się zmienia. Po 5 tygodniach od przyjazdu zostałem poproszony do celebrowania Mszy świętej w języku łotewskim. Oczywiście nie byłem przygotowany na to, aby po tak krótkim czasie odprawić swoją pierwszą Mszę po łotewsku. Jednak, kiedy ludzie czekają na misjonarza, to człowiek nie patrzy na samego siebie i ewentualne błędy, które popełni, ale chce być razem z nimi. Śmiem twierdzić, że wielką radością dla każdego człowieka, a szczególnie dla misjonarza, jest świadomość że ludzie na nas czekają, że możemy być z nimi. Taka świadomość dodaje nam sił i chęci do posługi misyjnej, staje się naszą siłą napędową.
Wracając do moje pierwszej Mszy świętej po łotewsku. Dojechałem do miejscowości Ikšķile i pod wskazanym adresem dostrzegam niewykończony kościół, bez fasady i wieży. Pomyślałem, że źle wpisałem adres w aplikacji. Po drugiej stronie drogi ekspresowej dostrzegłem wieżę kościoła i od razu pomyślałem, że to musi być moje miejsce docelowe. Spojrzałem na nawigację, ale tak nie jest. Kościół po drugiej stronie to Kościół luterański. Pomyślałem, że przynajmniej nie jestem spóźniony i od razu ruszyłem do miejsca przeznaczenia. Wszedłem do zakrystii, a miła pani Olga zaczyna do mnie mówić szereg zdań po łotewsku – stoję i przysłuchuję się z uwagą, co do mnie mówi, ale choćbym bardzo pragnął nie byłem w stanie zrozumieć, co do mnie mówiła. Przeszła na rosyjski, i wreszcie udało się porozumieć, chociaż nigdy nie uczyłem się rosyjskiego.
Bez większych problemów odprawiłem Eucharystię. Po niej zostałem na chwilę z panią Olgą i jej córką Ilzą (lekarką) na krótką kawę i pogawędkę. Rozmawialiśmy po łotewsku, po polsku, po rosyjsku i po angielsku i jakoś rozmowa szła do przodu. Tak bardzo miło mnie podjęły, że sam nie rozumiałem, co z tego będzie.
Minęło kolejnych kilka dni i dzwoni do mnie o. Tomek Dudziuk, werbista posługujący na Łotwie. Powiedział, że dzwonił do niego ks. Bojars, proboszcz parafii św. Meinarda w Ogre i Ikšķile. Wspomniał, że ludzie byli bardzo zadowoleni z mojej posługi, a ksiądz Bojars zadzwoni do mnie. Nie minęło parę godzin i odbieram telefon od owego proboszcza. Standardowo rozmawiamy po łotewski – on mówił, a ja słuchałem powtarzając, co pewien czas Ja, saprotu! (Tak, zrozumiałem!). Prawdę mówiąc, nic nie rozumiałem. Postanowiłem, że lepiej będzie jak sam pojadę do niego i zobaczę, jak wygląda sytuacja.
Następnego dnia wyjechałem wcześniej, aby zdążyć na czas. Przyjeżdżam, a w kościele grupa starszych kobiet, które modlą się w różnych intencjach przed poranną Mszą świętą. Ksiądz proboszcz wskazał, gdzie jest kielich, hostie i odprawiłem dla nich Eucharystię.
Ks. proboszcz to już starszy człowiek, w tym roku skończy 90 lat, ale intelektualnie jest jeszcze bardzo sprawny. Pani Janina, z pochodzenia Białorusinka, oprowadziła mnie po plebanii, pokazała wszystko, co jest najbardziej istotne w życiu – pokój, gdzie będę mieszkał, łazienkę, kuchnię, suszarnię i zakrystię. Ujęła mnie jej życzliwość i otwartość. Ludzie z terenów wschodnich mają wielką wrażliwość na każdego człowieka. Bardzo lubię, jak jest z nami. Przygotowując różnego rodzaju potrawy, sprzątając dom, zawsze jest uśmiech na jej twarzy i pogoda ducha. Chwali mnie, że robię postępy w języku łotewskim – bardzo to miłe, chociaż mam świadomość, że daleka droga do jego opanowania.
Dodam w tym miejscu, że język łotewski pod względem gramatyki nie jest szczególnie trudny, natomiast barierą jest słownictwo, które z niczym nie jest powiązane.
Kiedy wróciłem do swojego życia w Rydze, parę dni pomyślałem o obecnej sytuacji, o możliwościach, które stoją przede naszym Zgromadzeniem. Zacząłem interesować się Ikšķile, poznawać historię miejscowośc.
Ikšķile można porównać do naszego Gniezna. To tutaj zaczęła się ewangelizacja narodów bałtyckich za sprawą kanonika św. Meinarda, pochodzącego z Segebergu w dzisiejszych Niemczech. W swojej gorliwości misyjnej nie tylko sprawował posługę duszpasterską wśród miejscowej ludności, ale również wybudował kościół na wyspie położonej jest na wysokości Ikšķile. Na terenie miasta znajduje się klasztor sióstr karmelitanek, kościół luterański i kościół katolicki pod wezwaniem św. Meinarda. Muszę przyznać, że tereny są bardzo urokliwe. W sąsiedztwie kościoła mieszkają młode rodziny, które często można spotkać na uliczkach wraz ze swoimi pociechami.
Dwie myśli wpłynęły na moją przeprowadzkę z Rygi do Ogre. Po pierwsze chodzi o wiernych, którzy pozostawieni są bez stałego dostępu do księdza, bo ze względu na stan zdrowia ks. Bojars nie jest w stanie zaradzić potrzebom parafian. Druga sprawa to wymiar misyjny Ikšķile. Uważam, że jest to duża szansa dla werbistów, abyśmy kontynuowali tutaj misje, które rozpoczął w XII wieku niemiecki misjonarz. Swoją drogą miasteczko bardzo przypomina swoim położeniem Steyl, w którym rozpoczęła się historia naszego Zgromadzenia. Czy coś z tego będzie? Należy pozostawić to Bogu, a my powinniśmy na każdym miejscu głosić Jego Dobrą Nowinę – niezależnie, gdzie nas posyła.
Obecnie kontynuuję naukę języka łotewskiego, angażuję się duszpastersko. Staram się żyć tak, jak Bóg nakazał i tak jak nas prowadzą Konstytucje naszego Zgromadzenia.
Na koniec pragnę Wam, Drodzy Przyjaciele i Dobrodzieje, serdecznie podziękować za Wasze modlitwy, jakie zanosicie przed trony Boży i za każde ofiarowane cierpienia. Gdyby nie Wasza modlitwa, nasze życie bardzo szybko stałoby się marnością. Podnosicie nas na duchu, dajecie nam ogromne wsparcie duchowe, którego wartość odkryjemy dopiero po naszym ziemskim życiu.
Przepraszam Was, że zdarzają mi się okresy, że nie zanoszę wystarczającej modlitwy w Waszych intencjach. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale miejcie świadomość, że myślę o Was i modlę się za Was. Dziękuję także za Wasze ofiary materialne. Dzięki Wam mam w czym chodzić – spodnie nie są dziurawe, buty nie przemakają, a jak są zimniejsze dni to i kurtka w szafce się znajdzie. Poza tym na stole jest chleb z szynką, serem, a w baku samochodu paliwo. No i można czasami wspomóc, tych którzy są bardziej potrzebujący od nas.
Serdecznie dziękuję też za Waszą pomoc materialną, dzięki której na parafii w Ikšķile posiadamy własne ornaty, paramenty liturgiczne, nowe kielichy mszalne.
Jan Biernat SVD
Ogre, Łotwa