Drodzy Przyjaciele i Dobrodzieje! Jak naucza Kościół, wszyscy ochrzczeni zostali wezwani przez Jezusa, aby być misjonarzami. Powołanie to możemy realizować w naszym codziennym życiu w różnych wymiarach – poprzez modlitwę, ofiarowanie cierpienia czy zaangażowanie w działalność na rzecz misji. Ważne, aby mieć świadomość i okazywać troskę o Kościół, który posyła misjonarzy, by głosili Ewangelię aż na krańcach świata. Po całej ziemi rozszedł się ich głos, aż na krańce świata ich słowa (Rz 10,18).

Ksiądz biskup Jan Piotrowski, przewodniczący Komisji Episkopatu Polski ds. Misji, z okazji tegorocznego Dnia Modlitwy i Pomocy Misjom obchodzonego w święto Trzech Króli pod hasłem „Z Wieczernika aż na krańce świata” zaznaczył, że misjonarz jest człowiekiem w drodze. Zatem tematem tego mojego krótkiego dzielenia się misyjnym doświadczeniem będzie droga.

W Ameryce Środkowej pracuję od roku 2005 z krótkimi przerwami na studia licencjackie i doktoranckie. W styczniu bieżącego roku, po trzech latach studiów na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie i uzyskaniu tytułu doktora z zakresu teologii duchowości, ponownie wróciłem w tę część świata, a dokładnie do Panamy. Kolejny już raz w swoim życiu wszystko, co posiadam spakowałem w dwie walizki, powierzyłem Panu swą drogę i wyruszyłem na misyjne szlaki.

Po trzech latach spędzonych w Europie znalazłem się w zupełnie innej rzeczywistości. Zmiana była ogromna z wielu powodów. Wyjechałem z zimowej, mroźnej Europy i po kilkunastu godzinach lotu znalazłem się w upalnej Ameryce Środkowej, gdzie temperatura przekracza 35ºC. A poza tym z Wiecznego Miasta i Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego trafiłem do miejsca skrajnie odmiennego.

Chociaż Panama jest mi już dobrze znana, bo pracowałem tu przez kilka lat, to mimo wszystko mocno poczułem, że znalazłem się w skrajnie odmiennych realiach. Zostałem skierowany przez moich przełożonych w inną niż wcześniej część Panamy, na peryferia miasta David, które położone jest niedaleko granicy z Kostaryką. Misyjna droga kolejny raz poprowadziła mnie na nowy szlak, w nieznany mi teren.

Fot. Józef Gwóźdź SVD

Zaraz po moim przyjeździe okazało się, że podobne doświadczenie przeżywa wielu moich współbraci, ponieważ w regii środkowoamerykańskiej to czas zmian personalnych w różnych placówkach. Już w pierwszym tygodniu pobytu w David zostałem zaproszony przez mojego współbrata, o. Józefa Zapolskiego SVD (obecnie jesteśmy jedynymi polskimi misjonarzami w tym kraju), na pożegnanie z jego dotychczasową parafią. Było to niezwykle wzruszające wydarzenie. Ojciec Józef przez pięć lat pracował w miejscowości Dolega. Podczas uroczystej Eucharystii parafianie żegnali go z ogromną wdzięcznością. Widać było, że wykonywał tam swoją pracę z wielkim oddaniem i miłością. Obecne na uroczystości wszystkie grupy duszpasterskie, dojazdowe wspólnoty, których działa tam ponad pięćdziesiąt, nauczyciele, lokalne władze oraz służby dziękowały za jego obecność, wysiłek i trud.

Kolejny raz przekonałem się, że nasza misyjna działalność ma wielki sens. Z jednej strony życie misjonarza nie jest łatwe, bo trudno zostawić swój ojczysty kraj, język, kulturę, rodzinę i przyjaciół. Pożegnania z bliskimi nigdy nie są łatwe. Jednak z drugiej strony ta uroczystość w parafii o. Józefa, na której nieoczekiwanie się znalazłem, uświadomiła mi, jak bardzo potrzebny był w tym miejscu kapłan. Jak ważna była jego obecność i posługa, ale również jak cenne stało się dla niego doświadczenie wiary i bliskości tych ludzi, którym służył.

Pan Bóg przygotowuje dla nas swoje tajemnicze drogi. Ojciec Józef został teraz posłany na malowniczy panamski archipelag Bocas del Toro. To miejsce, w którym pracowałem przez pięć lat, zanim wyjechałem na studia do Rzymu. Znam mentalność tych ludzi, dlatego jestem przekonany, że będzie to dla niego piękne, ale również bardzo wymagające doświadczenie.

Pożegnanie o. Józefa Zapolskiego SVD (fot. Józef Gwóźdź SVD)

Zarówno jego, jak i moja nowa misja, to terytoria, na których mieszka po około 20-30 tysięcy ludzi. Poza kościołem parafialnym funkcjonuje od ośmiu do dziesięciu kaplic dojazdowych. Liczba katolików na tych terenach jest o wiele mniejsza niż w pozostałych częściach kraju. Pandemia, podobnie jak w innych rejonach, poczyniła tutaj duże spustoszenie. Wiele rzeczy trzeba będzie zaczynać od nowa.

Panama to piękny i w wielu rejonach bogaty kraj. Jednak miejsca, do których zostaliśmy posłani, to peryferia, a tam spotkamy się z ogromną ludzką biedą. Oznacza ona brak środków finansowych, a ponadto mnóstwo ogromnych problemów społecznych. Są to m.in. narkomania, zagubiona młodzież, działające i manipulujące ludźmi sekty i żyjący w skrajnie trudnych warunkach Indianie. Niełatwo jest funkcjonować na co dzień w takiej rzeczywistości. Z drugiej strony jednak jest w tym wszystkim szczera wiara niewielkich wspólnot oraz życzliwość dobrych ludzi. To ufność Panu Bogu oraz ludzie, do których nas posyła, sprawiają, że z wielką nadzieją podejmujemy trud wędrówki po nowych misyjnych drogach.

Pożegnanie o. Józefa Zapolskiego SVD (fot. Józef Gwóźdź SVD)

Od księdza, który został wezwany do pracy misyjnej w bardzo trudnym i niebezpiecznym rejonie świata, usłyszałem takie zdanie: „Nieważne dokąd idziesz, ważne z kim idziesz”. Tą najważniejszą osobą jest Jezus, który stale nam towarzyszy i posyła. W naszym posłaniu i misyjnej działalności niezwykle ważna jest cała wspólnota Kościoła, która modli się za nas i wspiera. Dlatego na początku tego nowego etapu misyjnej drogi kolejny raz powracam do słów, które wiele lat temu umieściłem na prymicyjnym obrazku, a które stały się mottem mojego kapłańskiego i misyjnego życia: Powierz Panu swą drogę, zaufaj Mu a On sam będzie działał (Ps 37,5).

Od kiedy zacząłem chodzić po tych wyboistych ścieżkach, a czasem nawet bezdrożach, wiele razy miałem okazję przekonać się, że to jest najlepsza i najpiękniejsza droga. Chociaż nie zawsze bywa łatwo.

Modlę się na niej za Was, dziękując za wszelką okazaną mi życzliwość i pomoc. Proszę jednocześnie o modlitwę i wsparcie. Niech Bóg Wam błogosławi!

o. Józef Gwóźdź SVD
David, Panama